Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zakończył się tego dnia proces w tej sprawie; strony wygłosiły mowy końcowe. Prokuratura chce kary za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Obrona argumentuje, że znęcania się nie było, zdarzenie było jednostkowe, oskarżony przyznał się, zapewnia że zapłaci koszty leczenia zwierzęcia. Adwokat wniósł o karę pięciu miesięcy więzienia. Sam oskarżony - o karę łagodną.
Zdarzenie miało miejsce w grudniu ub. roku. Policję zawiadomiły osoby, które przed blokiem znalazły ciężko rannego zwierzaka i zaopiekowały się nim; wszystko wskazywało na to, że szczeniak - 2-miesięczny mieszaniec, został wyrzucony z mieszkania na czwartym piętrze w bloku, przy którym go znaleziono.
Policjanci ustalili, że sprawcą jest mieszkający tam 48-latek. W czasie zatrzymania był pijany; policjantom tłumaczył, że nie chciał psa i nie miał co z nim zrobić, więc wyrzucił go przez balkon. Policjanci ustalili też, że wcześniej mężczyzna mógł znęcać się nad zwierzęciem i przetrzymywać je na balkonie.
Pies przeżył upadek choć był bliski śmierci, po leczeniu trafił do nowych właścicieli.
Zarzut postawiony mężczyźnie dotyczy właśnie znęcania się ze szczególnym okrucieństwem na zwierzęciem, grozi za to do pięciu lat więzienia. Oskarżony jest aresztowany. W śledztwie i przed sądem przyznał się, zapewniał że żałuje tego, co zrobił.
Pies nie był jego, a należał do rodziny brata oskarżonego, z którą 48-latek - pochodzący z Hajnówki - mieszkał w Białymstoku, miał w tym mieszkaniu od pół roku swój pokój. Gdy wyrzucił szczeniaka przez balkon, był w domu sam; mówił że od czasu do czasu się nim zajmował pod nieobecność domowników. "Ja go wyrzuciłem przez balkon, bo on szczekał i ja byłem pijany" - wyjaśniał w śledztwie.
(PAP)